Pierwszy dzień w Colorado, czyli...

Ostatnie spojrzenie na mój pokój. Sprawdzam, czy mam wszystkie dokumenty. Patrzę, jak mama zamyka drzwi kluczem. Jest ciemno i zimno, kiedy idziemy do samochodu.

W Warszawie zważyłam swoje walizki - 20 i 15 kilo. Spodziewałam się jakichś 30, więc jestem naprawdę zaskoczona. Plus plecak jako bagaż podręczny, a w nim laptop, aparat, książki do niemieckiego oraz książki, które dostałam przed wyjazdem - "Przesunąć horyzont" Martyny Wojciechowskiej i "Nepal" Kingi Choszcz.
zdjęcie

Praktycznie cały lot do Frankfurtu przespałam. Kiedy wysiadłam z samolotu, znalazłam autobus jadący na terminal 1, skąd mogłam dostać się do części C. Miałam na to jakąś godzinę, ale w między czasie udało mi się wstąpić do drogerii wolnocłowej i kupić perfumy, a jakże.

Kiedy w końcu przeszłam wszystkie kontrole, siedziałam w kawiarni przy swojej gate, czekając aż będę mogła wejść do samolotu do Denver i jadłam pizzę. W tym czasie zaczął ze mną rozmawiać pan, który siedział obok. Okazało się, że był on w 1992 roku w Polsce, w Poznaniu. Pogawędziłam z nim sobie kilkanaście minut.

Lot do Denver był straszny, cały czas chciało mi się spać, zamykały mi się same oczy, po czym gwałtownie się budziłam. Było mi strasznie gorąco w długich spodniach. Ale jakoś udało mi się przetrwać. W między czasie podziwiałam przez okienko tysiące jezior w stanie Minessota oraz pustkowia Nebraski. No i oczywiście jadłam! Nienawidzę jedzenia samolotowego, ale to było całkiem znośnie, szczególnie ryżowy jogurt i ciasto czekoladowe w polewie truskawkowej. Kiedy samolot zaczął lądować, zorientowałam się, że stewardessy nie rozdały formularzy imigracyjnych. Musiałam więc wstawać i prosić o jeden. Kiedy siadłam na swoim miejscu, zdałam sobie sprawę, że nie mam nawet długopisu, na szczęście miła pani mnie poratowała swoim i mogłam zacząć wypełniać formularz, który, o zgrozo był po niemiecku! Na szczęście jakoś dałam sobie radę i celnik nie miał żadnych zastrzeżeń. Jednak wypełnianie tego formularza wspominam dosyć ekstremalnie, ponieważ musiałam to zrobić w trakcie lądowania, przy otwartym stoliku, kiedy długopis ciągle wbijał mi się w czoło i każda litera była innego kształtu i rozmiaru.
Lotnisko w Denver jest gigantyczne, do celnika szłam jakieś pół godziny. Kiedy w końcu wyszłam, czekała na mnie trójka uśmiechniętych ludzi z wielkim plakatem powitalnym.
Na zewnątrz oczywiście panował upał.

W trakcie drogi do domu myślałam, że umrę z pragnienia. Na dodatek pierwsze dwa dni to choroba wysokościowa i ciągłe wysychanie ust.

W domu czekał jeszcze Ethan. Szybko rozdałam prezenty, wstępnie się rozpakowałam i pojechaliśmy do gigantycznego supermarketu, po drodze mijając oczywiście McDonald i Starbucksa (których jest tu ponad dwadzieścia. 


Jedząc kolację myślałam, ze zasnę, więc już po 21 leżałam w łóżku. Pierwsze trzy noce składały się z pobudek średnio o godzinie 3-5, ale obecnie już nie mam problemu ze zmianą czasu.


Karolina Ramos

Born in 1994 in Poland. Constantly spending money on traveling.

6 komentarzy:

  1. wow, to tylko cisnie mi sie na usta hah
    masz niesamowite zycie, niesamowite podroze, poznajesz niesamowitych ludzi. podziwiam twoją ambicję (np do uczenia się języków, i wytrwałość właściwie). za każdym razem jak tu wchodzę to myślę jaką ciekawą musisz być osobą 'w rzeczywistości' :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam Cie na maksa
    Ale mam pytanie w NY byłaś również na wymianie ?
    Miałaś roczną przerwe pomiędzy NY a Colorado ?
    Jak nadrabiasz szkołe w Polsce ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podstawową bym powiedziała. Teraz uczę się od podstaw, składam zdania i jakoś idzie. i dzięki!! :)

    zazdroszczę Colorado! Byłam tam na parę dni i jest bajecznie!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. powodzenia! zazdroszcze i obserwuje :) pisz wszystko!

    OdpowiedzUsuń
  5. a w NYC byłaś tylko 3 miesiące czy udało Ci się zostać tam dłużej ?

    kiedy wrócisz z Colorado to powtarzasz klase czy zaliczasz materiał i idziesz dalej ?

    OdpowiedzUsuń