Alfredo's w Brisbane

Wyszłam z pubu i stanęłam przy moich znajomych, którzy w tym samym czasie wyszli ze sklepu spożywczego ulokowanego tuż na rogu ulicy. Przez chwilę wszyscy snuli różnego rodzaju scenariusze, co byłoby najlepsze, co byłoby najtańsze, a które miejsce zdecydowanie odpada. Nie widać jednak było żadnego rozwiązanie. Wręcz przeciwnie. Z każdym kolejnym pomysłem wszyscy wydawali się być jeszcze bardziej rozdarci między piętrzącymi się możliwościami. 
I w tym momencie warto wtrącić, iż podejmowanie decyzji mając przed sobą wiele alternatyw nie wychodzi mi najlepiej. Tak szczerze mówiąc to na drugie imię mi Niezdecydowanie. Przez duże "N". Milion bezsennych nocy spędzonych na rozmyślaniach co wybrać, a co odrzucić nie jest u mnie rzadkim zjawiskiem. Jednak jak już się na coś zdecyduję, to zazwyczaj obstaję przy tym do samego końca. Uparta jak osioł. Kiedy więc kilka minut temu podjęłam decyzję dotyczącą jedzenia pizzy w "Alfredo's" nie było już odwrotu. 
Ruszyliśmy. Szerokie i jasne ulice stawały się tym węższe im dalej szliśmy. Robiło się też coraz ciemniej, co było spowodowane brakiem latarni na ulicach. W pewnym momencie skończyły się sklepy spożywcze, nie było też rozświetlonych witryn. Zamiast tego po lewej stronie mijaliśmy stare budynki, których okna były zabite dechami, a po prawej całkowicie pustą ulicę, na której gdzieniegdzie stały zaparkowane samochody. 
Szliśmy dalej aż w końcu wyłonił się zza rogu niepozorny budynek z wielkim neonem i gigantyczną kolejką przed wejściem. Byliśmy na miejscu.


Odstanie w kolejce kolejnych piętnastu minut, po to tylko, żeby dowiedzieć się, że niestety, ale wolny stolik będzie za jakieś czterdzieści minut i doradza nam się zrezygnowanie, bo oprócz nas czeka masa innych ludzi nie zachwyciło nas wcale, a wcale. Miny trochę (bardzo) nam zrzedły, ale nie było już odwrotu. Szliśmy tutaj prawie godzinę i nie zamierzaliśmy wychodzić bez uprzedniej konsumpcji pizzy. Długa kolejka tylko mnie utwierdziła w przekonaniu, że naprawdę warto było tutaj przyjść - wszak nic nie jest tak dobrym wyznacznikiem poziomu jedzenia, jak ilość ludzi, która czeka, żeby je zjeść.


Stojąc w długim ogonku starałam się nie zwracać uwagi na piorunujące spojrzenia wszystkich ludzi dookoła, którzy nie byli zachwyceni, że czeka nas AŻ tyle. Grupa pięciu osób. W całej pizzeri brakowało stolików dla większych grup, panowała zasada kto pierwszy ten lepszy. Aż w końcu wyłonił się z tłumu kelnerów uśmiechnięty chłopak z napisem "Sexy Pizza" na koszulce i plikiem kart dań w dłoniach. Idąc w naszą stronę obdarzył nas wymownym spojrzeniem, które sygnalizowało, że już, zaraz, dostaniemy do rąk te karty i wejdziemy do środka, po czym... nas minął.



W powietrzu dało się już wyczuć irytację nas wszystkich, ale dzielnie staliśmy dalej. W sumie na czekaniu pod drzwiami spędziliśmy jakieś plus minus czterdzieści minut.
Kiedy znowu ujrzeliśmy uśmiechniętego kelnera nikt z nas nie zareagował. Błąd. Tym razem kelner zmierzał w naszą stronę, aby nas powiadomić, że zwolnił się stół. Chociaż stół to w sumie duże słowo na krzywy blat z deski ustawiony pod brudną ścianą.
Dostaliśmy do rąk karty. Na okładce widać twarz założyciela, którego zdjęcia są dosłownie wszędzie w pizzeri. Wytapetowana jest nimi ściana w toalecie, jak i ściana w głównym pomieszczeniu. Gigantyczne twarze. Byłam jednak tak głodna, że akurat założyciel pizzeri obchodził mnie tak bardzo jak moje zajęcia z socjologii kultury (czyli wcale, bądźmy szczerzy).
Otworzyliśmy menu. I wtedy właśnie opadły nam szczęki. Bynajmniej nie dlatego, że pizza zrobiła na nas tak piorunujące wrażenie. Głównym powodem naszego lekkiego szoku były ceny. Bardzo hm, konkretne ceny. Średnio po 25$ za pizzę. Nie było już odwrotu. Było grubo po jedenastej, nie mieliśmy nic w ustach od kilku dobrych godzin, a na dodatek staliśmy tak długo w kolejce, że wyjście z pizzeri mijałoby się z celem. Zostaliśmy.




I była to najlepsza decyzja mojego życia.


Początkowe wątpliwości, czy aby na pewno każdy z nas da radę zjeść całą pizzę znikły z pierwszym kęsem. Pierwszym. Nie drugim, nie trzecim, ale pierwszym. Miłość od pierwszego wejrzenia (ugryzienia) istnieje, a na imię jej pizza. Delikatne, ale niezbyt cieńkie ciasto, ser, który powinien robić za wzór dla innych serów, ciągnący się  przyjemnie jak pajęcze nitki, świeża rukola, u niektórych mięso w postaci wołowiny i/lub bekonu. Pizza z bekonem, tak właśnie smakuje niebo.


Każdy z nas zamówił co innego, wymieniliśmy się kawałkami i dzięki temu wszyscy mogli spróbować różnego rodzaju pizz. 
Jedząc myślałam, że idealnie byłoby gdyby zadziałało jedno z praw z "Harrego Pottera", które funkcjonowało w czasie uczt. Mianowicie - jedzenie nigdy się nie kończy. U nas jednak się skończyło, i był to dosyć smutny moment, bo zdaliśmy sobie sprawę, że teraz nie mamy już ani pieniędzy, ani jedzenia.
Szloch.
Po konsumpcji w czasie której nikt nic nie mówił (bo pizza była tak diabelsko dobra) zajrzałam jeszcze raz do karty dań i z wielkim smutkiem zdałam sobie sprawę, że niestety, ale nie ma szans na deser. A było z czego wybierać. Cała masa pysznie brzmiących ciast, a także pizza z nutellą, bananami i innymi owocowymi wersjami. Kiedy zobaczyliśmy kelnera niosącego pyszne ciasto do stolika obok, wszyscy zgodnie postanowiliśmy, że czas wyjść. Nikt z nas nie mógł patrzeć na szczęście innych jedzących desery w "Alfredo's" bez żalu, że nie możemy ich kupić, bo były za drogie.


Wyszliśmy więc z pizzeri i zobaczyliśmy pijaną kobietę leżącą na środku ulicy. Chwilę później zbiegło się więcej osób, ktoś probówał pomóc jej wstać, ktoś dzwonił po karetkę. Nie wiem jak to się skończyło, ponieważ skręciliśmy w boczną uliczkę, trafiając do kolejnej restauracji. Nie miałam już w ogóle pieniędzy, żeby cokolwiek zamawiać, zamiast więc siadać przy stole, wspięliśmy się schodami do góry. I jeszcze wyżej. Na dach. Gdzie odbywała się impreza, której tematem przewodnim były Hawaje. Noga sama tupała do rytmu więc jasne było, że tu zostajemy. 







Tak właściwie to nie mieliśmy też wyboru. Trzeba było tam zostać, ponieważ Brock, u którego mieliśmy spać gdzieś się zagubił, przestał odbierać telefon i pozostawił nas samych sobie. Nikt nie wiedział, gdzie znajduje się jego dom, więc czekaliśmy sobie na jakieś wieści.

Wieści pojawiły się trzy godziny później, Brock również się zjawił co oznaczało, że czas zakończyć hawajskie pląsy i jechać do domu Brocka, który mieścił się w porządnej dzielnicy domów jednorodzinnych.
Zapakowaliśmy się do dwóch samochodów i ruszyliśmy w drogę powrotną, która mijała przyjemnie, dopóki Brocka nie zatrzymała policja. Okazało się, że przekroczył on prędkość o osiem kilometrów i dostał do zapłaty mandat, ponad dwieście dolarów. 
To była noc dużych wydatków. Ale jak to się mówi YOLO. I tego się trzymajmy, bo w końcu ile razy w życiu je się TAK dobrą pizzę?

Karolina Ramos

Born in 1994 in Poland. Constantly spending money on traveling.

9 komentarzy:

  1. Pizza miała wyjątkowy składnik - emocje towarzyszące waszej wyprawie :) Więc faktycznie musiała być "jedyna taka" :)
    Podziwiam, tak z nutką zdrowej zazdrości, opanowanie i spokojne podejście do niewiadomych, niezdecydowania i czekania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgłodniałam :) Z reguły staram się być opanowana, ale chyba puściłyby mi nerwy w takiej sytuacji.
    Czym Kraków aż tak bardzo zalazł Ci za skórę ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kraków jest strasznie szary i smutny, zwłaszcza w czasie zimy. Oprócz tego komunikacja miejsca mnie wykończyła, dzikie tłumy w autobusach, remonty ulic no i wisienka na torcie to uczelnia, która mnie nie zachwyciła ;)

      Usuń
  3. o 8 km? mamo, chyba bym zbankrutowala zyjac w AU:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sądziłam, że na Słowacji mają wysokie mandaty ale widzę, że w Australii jest jeszcze gorzej a pizzę będziecie pewnie wspominać przez lata. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tutaj mają bardzo wysokie mandaty, łatwo też zarobić punkty karne z tego co słyszałam.

      Usuń
  5. a myślałam, że tylko mi ręce drżą jak trzeba zapłacić 'polską dniówkę' za głupią pizzę haha...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem największą sknerą świata, zawsze mam opory przed wydawaniem pieniędzy haha :D Ale powiem szczerze, że ta pizza była warta tych pieniędzy!

      Usuń
  6. Zdecydowanie powinno się zabronić postów z pizzą w roli głównej :D

    OdpowiedzUsuń