Sailing makes me happy

We wtorek przed wyjazdem przypaliłam garnek, ponieważ zagapiłam się na liście palmy za oknem i słońce migoczące gdzieś między nimi. Zastanawiałam się nad tym, czy uda nam się załapać na rejs po Pacyfiku za frajer. Tydzień później leżąc na deskach zdecydowanie zbyt gwałtownie chyboczącej się łódki, która niczym nóż przecina ocean myślałam o tym, że nigdy w życiu nie będę już jeść kanapek z indykiem. 

Fale symetrycznie rozwidlają się, suniemy do przodu, w stronę kolejnej wyspy rodem z google grafika po wpisaniu "rajska wyspa". Tapeta z Windowsa. Wszystko jest świetnie, ja sama mam się świetnie, a przynajmniej tak sobie mówię, gapiąc tępo w gwiazdy, których jest tak dużo, że aż mi z tym trochę głupio. Bo jak to tak, tyle gwiazd tylko dla mnie. Mój błędnik stara się zrujnować cudowność całej chwili, uniemożliwiając mi integrację z innymi ludźmi. Wiatr przenika mnie na wskroś, gęsia skórka pojawia się na całym ciele. Świetlisty punkcik przecina niebo z góry na dół - spadająca gwiazda. 
Dwie godziny później mogę w końcu wstać z desek, niepewnym krokiem, jakbym wypiła jednym haustem litr wódki idę po schodach w dół.

Zakochałam się w żeglowaniu, miliony wysp o których kilka miesięcy temu nawet nie wiedziałam. W międzyczasie przez dwa dni człowiek ma wokół siebie tylko wodę. Czas dzieli się nie na godziny, a na pory dnia. Wschód słońca, śniadanie, kurs na rafę koralową, nurkowanie, obiad, drzemka, rejs, kolacja, sen. 

Ostatecznie przybijamy do brzegu, Airlie Beach. Są uściski, wspólne dzielenie tak małej przestrzeni na łódce zdecydowanie zbliża ludzi. 
Tak bardzo przyzwyczaiłam się do kołysania, że aż dziwnie jest znowu na lądzie. Jesteśmy znowu bezdomni. Idziemy w stronę publicznego basenu, słońce grzeje w kark tam mocno, że musimy zatrzymać się po drodze w cieniu, żeby przeczekać najgorszy upał. Sen na plaży. Pizza. Po osiemnastej zarzucamy plecaki i idziemy w stronę głównej drogi, następnego dnia będziemy w Townsville.






















Townsville, w środku nocy.

I o szóstej rano, na szczycie góry. 




Karolina Ramos

Born in 1994 in Poland. Constantly spending money on traveling.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz